10 marca 2011

Madame Butterfly

6  marca byłam w Operze Narodowej na Madame Butterfly G. Pucciniego.
Szłam przepełniona wielkimi nadziejami, a obsada tego dnia jeszcze zwiększała moją niecierpliwość.
Hiromi Omury, odtwórczyni tytułowej roli,  nie miałam okazji jeszcze słyszeć, ale jej narodowość obiecywała powiew świeżości.
Zabrzmiały pierwsze dźwięki i...nic. No, właśnie - nic się w mym sercu nie zadziało. I tak było już do końca.
Lubię operę, kocham operę i bardzo łatwo się na spektaklach wzruszam. A, tu - tylko fantastyczna scenografia (jak zwykle) Borisa Kudlicki zapewniała obcowanie z pięknem. Nie po raz pierwszy byłam na tym wystawieniu spektaklu i nie po raz pierwszy zachwyciła mnie jej czystość i prostota (chociaż jest jedna scena, która razi mnie za każdym razem).
Co do muzyki... niestety, nie wiem, na czym to polega, że Orkiestra Opery Narodowej ZNOWU była na pierwszym planie. Zagłuszała wszystkich i jedynie Artur Ruciński (Konsul Sharpless) wyszedł z tej nierównej walki zwycięsko (chociaż w III akcie nie zawsze było to oczywiste).
W ogóle najlepiej pod względem muzycznym zaprezentowali się: Małgorzata Pańko (Suzuki) i właśnie Artur Ruciński. Od lat kibicuję ich karierom i sądzę, że absolutnie są gwiazdami światowego formatu. Obydwoje nie tylko mają piękne, nośne głosy, ale zawsze pięknie aktorsko prezentują swoje postaci.
Wsłuchując się za to w kolejne arie Madame Butterfly i Pinkertona (Sergey Semishur) doszłam do smutnego wniosku (chociaż niby dlaczego miałby mnie on smucić?), że ta opera Pucciniego w ogóle mnie nie zachwyca. Żadna z arii nie zapada w sercu, ani uchu na dłużej. Żadna też nie daje śpiewakowi możliwości pokazania swojego talentu technicznego. Nic w tej muzyce nie porywa! Nic!
I jeszcze na koniec powrócę do orkiestry - to, co się działo na początku III aktu - pomyłki, nierówna gra, to po prostu wstyd. Po raz kolejny muszę ze smutkiem przyznać, że ta orkiestra zaskakuje mnie tylko wtedy, gdy jest w stanie od początku do końca zagrać coś porządnie. Tylko porządnie.
Podsumowując -spektakl absolutnie przeciętny, zagrany i zaśpiewany bez emocji.

Brak komentarzy: