Nie mogłam wyjść z klatki swojego domu. Dobrze, ze drzwi otwierałam wyjątkowo powoli, bo dzięki temu lekko i delikatnie odsunęłam rozpłaszczoną za nimi młodziutką wronę siwą. Patrzyłą na mnie spokojnym wzrokiem, ale była tak bezbronna i nieporadna, że bałam się uchylić drzwi szerzej, żeby jej nie zrobić krzywdy. Liczyłam na to, że sama odskoczy trochę dalej. To był błąd. Trzeba było wykorzystać ten pierwszy moment, przecisnąć się przez szparę i nie oglądając się za siebie opuścić boisko. Trzeba było... Tymczasem matka wronki pojawiła się na najbliższym drzewie drąc się na mnie nie miłosiernie i z taką agresją, że naprawdę się przestraszyłam. Trzeba było widzieć, jak demonstrowała swoją siłę oskubując z liści najbliższe gałęzie. Ale - co tam gałęzie! Sfrunęła na najbliższą głęź i zaczęła dziobem wyłamywać, obrywać, zrywać, łamać wszystkie gałązki, do których sięgała. Na szczęście przechodziłą sąsiadka z klatki obok i udało się nam wspólnie ewakuować.
KOCHAM PTAKI
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz