Podobno to najlepszy szpital w Warszawie, a na jednym z oddziałów:
drzwi do (działającej) pracowni USG nie mają klamki
Jedna z pacjentek już po 5 minutach poczuła, że z jej łóżkiem jest coś nie tak i faktycznie - deski stelaża były połamane, ale za to powiązane sznurkami i przykryte starymi gazetami.
- Cóż - pomyślała. - Są rzeczy, których nie da się przeskoczyć, chociaż...
Na korytarzu stało puste łózko, które było w o wiele lepszym stanie.
- Czy byłoby możliwe zamienienie tych dwóch łóżek? - spytała grzecznie dyżurującej pielęgniarki.
- Tak - odparła zagadnięta... i minęło kilka leniwych godzin.
Po tym czasie przedsiębiorcza pacjentka sama zdjęła sobie pościel ze swojego łózka, wypchnęła je na korytarz i przytargała z końca korytarza to drugie - ciut lepsze.
Nikt z obecnego na oddziale personelu jej nie pomógł.
Widziałam na tym oddziale i inną scenkę - starsza, dostojna pacjentkę naprawiała skrzypiące niemiłosiernie drzwi. Nożem.
Bo o tym, że pacjenci, którym kończy się kroplówka, muszą sami zwlec się z łózka i doczłapać do pielęgniarki, żeby poprosić o nową - nie wspominam...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz