22 listopada 2008

Moja miłość

Niech to wreszcie wyrzucę z siebie...
...
Tak, kocham tango argentyńskie!
A, to pokaz moich ukochanych nauczycieli:



21 listopada 2008

Zamach na szczeniaka

Mijałam dzisiaj rano starszego pana, który bezskutecznie próbował zapanować nad młodym psiakiem. Maluch albo był głuchy, albo miał bardzo wysokie mniemanie o swojej psiej osobie...

- No, widzi pani - w ogóle się nie słucha. Będę musiał zmienić metody wychowawcze. No, nic - trzeba go będzie powiesić na kiju, zdjąć skórę, oprawić... Skoro nie podoba mi się jego zachowanie...
- ?!!!
- A, Indianie, to jak robili, gdy nie podobali im się biali?

17 listopada 2008

Szanowany w całej Polsce szpital

Podobno to najlepszy szpital w Warszawie, a na jednym z oddziałów:

drzwi do (działającej) pracowni USG nie mają klamki



Jedna z pacjentek już po 5 minutach poczuła, że z jej łóżkiem jest coś nie tak i faktycznie - deski stelaża były połamane, ale za to powiązane sznurkami i przykryte starymi gazetami.
- Cóż - pomyślała. - Są rzeczy, których nie da się przeskoczyć, chociaż...
Na korytarzu stało puste łózko, które było w o wiele lepszym stanie.
- Czy byłoby możliwe zamienienie tych dwóch łóżek? - spytała grzecznie dyżurującej pielęgniarki.
- Tak - odparła zagadnięta... i minęło kilka leniwych godzin.
Po tym czasie przedsiębiorcza pacjentka sama zdjęła sobie pościel ze swojego łózka, wypchnęła je na korytarz i przytargała z końca korytarza to drugie - ciut lepsze.
Nikt z obecnego na oddziale personelu jej nie pomógł.

Widziałam na tym oddziale i inną scenkę - starsza, dostojna pacjentkę naprawiała skrzypiące niemiłosiernie drzwi. Nożem.

Bo o tym, że pacjenci, którym kończy się kroplówka, muszą sami zwlec się z łózka i doczłapać do pielęgniarki, żeby poprosić o nową - nie wspominam...

10 listopada 2008

Drobiazg nr 2

Za potrzebą

K
iedyś w Warszawie, żeby móc skorzystać z toalety poza własnym domem, korzystało się z tzw. publicznych szaletów. Nie było ich wiele, ale w każdym z nich obowiązywała ta sama zasada - zapłać, a kawałek papieru + kabina będą twoje.
Z toalet w restauracjach korzystali tylko klienci i nikomu nie przychodziło nawet do głowy, że będąc na spacerze, w krytycznej sytuacji, można wejść do takiego lokalu i skorzystać z cudownego przybytku.

Minęło trochę lat. Szalety miejskie umarły z powodu zaniedbania, zapomnienia lub może po prostu od własnego smrodu. Za to powstało wiele knajp, knajpeczek, pubów, restauracji. Pojawiły się też pierwsze McDonaldy i Burger Kingi. Do tych dwóch ostatnich ciągnęły tłumy ludzi "w potrzebie". Były to pierwsze miejsca w Warszawie, gdzie można było za darmo skorzystać z czystych toalet. W pozostałych "jadłodajniach" trzeba było słono za tę przyjemność zapłacić, o ile barman, kelner etc. w ogóle wyraził zgodę na taką wizytę.

Dzisiaj w fastfoodach trzeba płacić, tak samo, jak w pubach. Za to pojawiło się kilka publicznych toalet (i np. ta przy ruchomych schodach jest za darmo). Poza tym w bardzo wielu miejscach stoją ogólnodostępne ToiToi-e.

Do czego zmierzam? Otóż zawsze uważałam, że możliwość darmowego skorzystania z toalety przez kogokolwiek powinna być uznawana za jedno z podstawowych praw człowieka. Moim zdaniem, ani w restauracjach, ani w publicznych szaletach nie powinno się za to wymagać opłaty. Czy np. ludzie bezdomni, tylko dlatego, że nie mają pieniędzy, mają być sprowadzani do poziomu zwierząt i zmuszani do załatwiania się na skwerach, w parkach, bramach?! Czy jeżeli ja zapomnę z domu portfela, a MUSZĘ skorzystać z toalety (zrozumieją to zwłaszcza inne kobiety) mam się dodatkowo podle czuć przez fakt, że będę u barmana żebrała zwolnienia z opłat?!

Z drugiej strony te, wspomniane już wyżej ToiToi-e... Skoro już są (zwłaszcza na Pradze jest ich sporo), to dlaczego codziennie (sic!) widzę sikających 5-10 metrów od nich mężczyzn. Dlaczego ja przez tyle lat muszę odwracać wzrok od tego obleśnego widoku?! Dlaczego mężczyznom tak trudno jest przejść te kilka kroków i nie epatować swoim gołym tyłkiem?! Dlaczego oni wciąż uważają, że to normalne i jak psy potrafią załatwić się pod każdym drzewem w centrum miasta?! Dlaczego???


6 listopada 2008

Amant z warszawskiego ZOO

Zakochałam się w sobotę niechcący...








2 listopada 2008

Czysta szczerość

Dziecięca szczerość za każdym razem niezmiernie mnie cieszy. Ta pierwsza - do mniej więcej 9 roku życia. Z moich doświadczeń wynika, że mniej więcej do tego etapu życia dzieci są szczere do bólu, bo chcą mówić prawdę, a nie dlatego, żeby zrobić komuś przykrość.

Przerwa w szkole. Przez cały korytarz pędzi prosto na mnie mała Ania.
- Kocham panią! Jest pani moja najukochańszą nauczycielką!
Chwila ciszy. Szybka gonitwa myśli pomiędzy mysimi warkoczykami.
- A, nie, jednak nie. Numer jeden to pani Ula.


Wchodzę do pierwszej klasy. Mam dziś trochę inną fryzurę.
- Ale ma pani włosy! Ojej! Ale...
- Podoba wam się moja nowa fryzura?
Ania i Krysia przepychają się do przodu.
- Bardzo, wygląda pani tak ładnie. Jej, pani tak młodo wygląda.
Kuba ma inne zdanie:
- E, tam. Ja tam wolałem, jak pani miała takie to z tyłu głowy. Nie, no teraz też nie jest pani brzydka, ale mnie się tylko tamta podoba.